Papież Benedykt XVI, w swoim nauczaniu, wskazuje na życie pierwszych chrześcijan jako wzór do naśladowania. Pierwsi chrześcijanie, którzy po Zmartwychwstaniu Pana Jezusa gromadzili się we wspólnocie, cieszyli się, że są razem, modlili się oraz uczestniczyli w Eucharystii, czyli „łamaniu chleba”. Przychodzili na spotkania
Jednych na filmach o Jezusie Chrystusie bolą zęby z powodu wylewającej się z ekranu cukierkowatości, z kolei inni nosili koszulki z Robertem Powellem zakochani w jego chrystusowym wizerunku. Kino chętnie sięgało do ewangelii, nie zawsze radząc sobie z materią, o której chciało mówić. Były jednak filmy wybitne, które przeszły do historii kina. Żywot i męka Jezusa Chrystusa, reż. Ferdinand Zecca i Lucien Nonguet (1902-1905) Ten francuski niemy film uważany jest za jeden z pierwszych opowiadających o życiu Jezusa Chrystusa. W 44 minutach zawarte są najważniejsze wydarzenia z ewangelii od momentu zwiastowania aż po wniebowstąpienie. Choć w produkcji widoczny jest znak czasu, to fanów kina do dziś wzruszać mogą niecodzienne "efekty specjalne". Rozkoszować się możemy pojawiającymi się i znikającymi aniołami, Jezusem chodzącym po wodzie czy wstępującym do nieba. Ze względu na walory artystyczne i tematykę, film znalazł się na watykańskiej liście najbardziej znaczących filmów w dziejach kina. Choć z perspektywy współczesnego widza może być zbyt anachroniczny i przez to nużący, dla koneserów "pereł z lamusa" winien być nie lada gratką. From the Manger to the Cross, reż. Sidney Olcott (1912) To, że Amerykanie mają tendencję do pokazywania, że są najlepsi wiadomo od dawna. Tak jest też w przypadku tego filmu, który przez niektórych historyków kina uważany jest za pierwszą próbę przeniesienia życia Jezusa na ekran. Wystarczającym powodem do takiej opinii jest fakt, że trwa niewiele ponad godzinę. Jest to rzecz jasna produkcja niema. Wprowadzeniem do poszczególnych scen są plansze z fragmentami ewangelii. Budżet filmu wynosił, przeliczając na współczesną wartość dolara, około 2 mln $. Dochód jaki przyniósł producentom szacuje się na blisko 50 mln. Choć w mojej opinii jest to produkcja słabsza od powstałego dekadę wcześniej filmu francuskiego, ma ona swoich wiernych fanów. Dość powiedzieć, że jeszcze długo po II wojnie światowej "From the Manger to the Cross" pokazywany był jako sztandarowa filmowa opowieść o Chrystusie. The King of Kings, reż. Cecil B. DeMille (1927) Cecil DeMille wszedł do historii kina jako reżyser monumentalnego filmu "Dziesięcioro przykazań". Zarówno wersja z 1923 jak i jej remake z 1956 zachwycał rozmachem i - nowoczesnymi jak na tamte czasy - efektami specjalnymi. Do dziejów kinematografii weszła scena spektakularnego przejścia Żydów przez Morze Czerwone. Nie był to jedyny film biblijny DeMilla. W 1927 na ekrany kin weszła produkcja "The King of Kings" przedstawiająca ostatnie tygodnie życia Jezusa, jego śmierć i zmartwychwstanie. Nie jest to jednak produkcja będąca jedynie adaptacją zapisów ewangelicznych. Życie Jezusa i dramat jego ostatnich dni próbuje wpisać w fabularyzowaną opowieść stawiającą pytania o istotę zdrady i winy. Na głównych bohaterów wyrastają Judasz, Maria Magdalena i Kajfasz. Jezus staje się ofiarą rozgrywek politycznych i ludzkiej namiętności. Król królów, reż. Nicholas Ray (1961) Jednym z największych filmów o Chrystusie jest produkcja Nicholasa Raya "Król królów". Choć tytuł podobny jest do dzieła DeMilla, Ray podejmuje się próby przedstawienia całej działalności Jezusa - od jego narodzin do śmierci i zmartwychwstania. W opowieść wplątuje losy Heroda i jego rodziny, Piłata i Barabasza. Scenariusz, choć oparty na Nowym Testamencie, traktuje go jedynie jako fundament, rozwijając własną oryginalną narrację. W tym sensie niewątpliwie nawiązuje do filmu z 1927 roku. W rolę Jezusa wcielił się Jeffrey Hunter, a sposób jego gry zdobył uznanie krytyków. "Króla królów" wymienia się dziś jako jedną z lepszych adaptacji historii ewangelicznych. Zrealizowany jest z rozmachem i przepychem, typowym dla amerykańskiego kina w tamtym okresie. Geniuszem muzycznym popisał się twórca ścieżki dźwiękowej, kompozytor węgierskiego pochodzenia Miklós Rózsa, który wcześniej napisał muzykę do „Ben-Hura”, „El-Cida”, „Juliusza Cezara” i „Quo Vadis”. Ewangelia według świętego Mateusza (1964) Tym filmem rządziło od początku słowo „przekora". Pier Paolo Pasolini nakręcił go na przekór środowiskom katolickim oburzonym jego filmem „Twaróg”, w którym główny bohater - aktor - grający Jezusa w przedstawieniu pasyjnym, umiera na krzyżu...z powodu przejedzenia nieświeżym serem. Przekorna jest też obsada. Jezusa zagrał Enrique Irazoqui - komunista i kierowca ciężarówek, Maryję zaś matka reżysera. Przekornie odszedł od nadmiernego fabularyzowania dziejów Chrystusa, opierając się wyłącznie na kartach ewangelii św. Mateusza. Być może to właśnie spowodowało, że przekornie katoliccy konserwatyści znów piali z oburzenia, że dzieło czyni z Chrystusa rewolucjonistę i komunistę. Na przekór tym opiniom film podobał się papieżowi Pawłowi VI. W 1995 roku - oczywiście przekornie - trafił na listę filmów polecanych przez Watykan. Film z taką historią w istocie jest wart obejrzenia! Opowieść wszech czasów, reż. George Stevens (1965) Amerykanie kolejną próbę przedstawienia losów Jezusa Chrystusa podjęli w 1965 roku. Za kamerą stanął George Stevens, dwukrotny zdobywca Oskara za najlepszą reżyserię za filmy „Miejsce pod słońcem" i „Olbrzym”. W rolę Chrystusa wcielił się Max von Sydow, a w obsadzie znaleźli się także Telly Savalas i Chartlon Heston (ten sam, który zagrał rolę Mojżesza w filmie „Dziesięcioro przykazań”). Reżyser przeniósł nas do Palestyny cierpiącej pod rzymskim butem. Okrutny Piłat, niezrównoważony Herod Antypas i krzyże zdobiące palestyński krajobraz. Do takiego świata przychodzi Jezus. Wielu oczekuje do niego, że będzie przywódcą powstania antyrzymskiego, on jednak tych oczekiwań nie spełnia. Piłat i inni, reż. Andrzej Wajda (1972) Polskie kino również ma pewien wkład w filmowe interpretacje Nowego Testamentu. W 1972 roku w niemieckiej telewizji ukazał się film „Piłat i inni” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Opowieść oparta na wątku z „Mistrza i Małgorzaty” przenosi wydarzenia sprzed 2000 lat do świata współczesnego. Jezus idzie na Golgotę uliczkami Berlina, a Judasz zdradza Chrystusa przez telefon. Proces Mesjasza oglądamy z perspektywy prokuratora Judei zaciekawionego dziwakiem, którego przyszło mu skazywać. Choć film luźno opiera się na ewangeliach stawia poważne pytania o aktualność i uniwersalność ich przekazów. Jesus Christ Superstar, reż. Norman Jewison (1973) Rock-opera Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice'a, w 1973 roku - zaledwie po 3 latach po swoim powstaniu - doczekała się wersji kinowej. Była ona na tyle dobra, że czasem wydaje się, że najpierw powstał film, a dopiero po nich opera. W filmie, razem z grupą młodych ludzi, przynosimy się na pustynie, aby brać udział w przygotowaniach do wystawienia musicalu o Chrystusie. Bohaterami wstrząsają namiętności pokolenia hippisów. Jezus czuje się samotnikiem, którego nikt nie rozumie. Ma obok siebie Marię Magdalenę, która nie wie czy uczucie, którym go darzy nazwać ma miłością do mężczyzny, czy uwielbieniem dla Mistrza. W to wszystko wplątuje się Judasz (grany przez czarnoskórego Farida Daliego), dla którego Chrystus jest zwyczajnym oszustem. Jezus z Nazaretu, reż. Franco Zeffirelli (1977) Po emisji tego serialu powstał wśród teologów poważny problem - czy to Robert Powell ma twarz Jezusa Chrystusa, czy może Jezus Chrystus miał twarz Roberta Powella. Wielu chrześcijan nosić miało później koszulki z Mesjaszem dziwnie przypominającym brytyjskiego aktora. Nie mogło być zresztą inaczej. Powell stworzył kreację idealną. On nie tylko grał Chrystusa, wręcz stał się nim w stu procentach odpowiadając wyobrażeniom widzów. O dziwo nie w tej roli widział go na początku Zeffirelli. Jezusa zagrać miał Al Pacino albo Dustin Hoffman. Powell zagrać miał Judasza. Na szczęście stało się inaczej. Między innymi dzięki obsadzie dostaliśmy film absolutnie doskonały, najpełniej oddający ewangeliczny klimat. Jezus jest typowym bohaterem z filmów włoskiego reżysera - z jednej strony bardzo ludzki, z drugiej tajemniczy. Tak samo odbierają go jego uczniowie, których tak samo fascynuje jak przeraża. „Jezus z Nazaretu” to ponad 6 godzin wielkiej filmowej uczty podsycanej genialną muzyką Maurica Jarre. Żywot Briana, reż. Terry Jones (1977) Na wstępie należy powiedzieć, że nie jest to film o Jezusie, choć oparty jest na biblijnym koncepcie i może być uznawany za swoistą parodię filmów o tematyce biblijnej. Jest wręcz odtrutką na falę produkcji o tematyce ewangelicznej jaka zalała kino w latach 70. Film brytyjskiej grupy Monty Pythona opowiada o młodym galilejczyku Brianie, który omyłkowo zostaje uznany za Mesjasza. Oczywiście to tylko pretekst dla angielskich komików, którzy szydzą z konformizmu, nacjonalizmów i radykalizmu wszelkiej maści. Oczywiście produkcja spotkała się z oskarżeniami o bluźnierstwo i wyśmiewanie historii zbawienia. Zakazano jego emisji w Niemczech. Ostatnie kuszenie Chrystusa, reż Martin Scorsese (1988) To jeden z najbardziej kontrowersyjnych, szokujących i znienawidzonych filmów w historii kina. Oparty na powieści Nikosa Kazantzakisa, przedstawia Chrystusa jako normalnego człowieka, wstrząsanego schizofrenią, strachem, żądzami seksualnymi, bojącego się śmierci i samotności. Film Scorsese przedstawił do bólu ludzki wymiar Jezusa, co siłą rzeczy w wielu środowiskach mogło się nie podobać. Tym niemniej trudno kwestionować wartość filmu. Choć znalazł się na liście najbardziej antykatolickich filmów w dziejach i objęty powszechną anatemą, coraz częściej zaczyna się dostrzegać jego wartość. Pasja, reż. Mel Gibson (2004) W 2004 roku na ekrany kin wszedł film Mela Gibsona „Pasja”. Od początku wzbudzał kontrowersje. Krytycy zarzucali mu okrucieństwo i antysemityzm. Ten drugi zarzut wiązał się z wypowiedziami reżysera, których niewątpliwie nie można nazwać wyrazami sympatii dla Żydów. Ten pierwszy jest uzasadniony. Produkcja kapie krwią i naturalizmem. Niektórzy drwili wręcz, że bycie Mesjaszem nie uprawniało do posiadania tak kolosalnej ilości krwi. Film oparty jest zarówno na Nowym Testamencie jak i wizjach Anny Katarzyny Emmerich. Ciekawostką jest użycie w nim oryginalnych języków - łaciny i aramejskiego. Użycie łaciny spotkało się jednak z krytyką historyków, którzy twierdzili, że rzymscy żołnierze w tamtym regionie mówili raczej greką. Artykuł zatytułowany "Chrystus na ekranie" autorstwa Sławomira Adamkiewicza został opublikowany na licencji CC BY-SA
List do Diogneta - świadectwo pierwszych chrześcijan. nie jest to list natchniony, ale daje nam spojrzenie na życie i wiarę pierwszych chrześcijan. Zainteres
Bł. Jan Paweł II Komentarz do ksiąg Nowego Testamentu format: 168 x 238 mm stron: 800 ISBN: 978-83-7595-398-5 Duchowy komentarz do Nowego Testamentu obejmuje księgę Dziejów Apostolskich, Listy apostolskie i Apokalipsę świętego Jana; większości opiera się na papieskich audiencjach generalnych, podczas których katechezy papieskie wprowadzały słuchaczy w samo serce przesłania biblijnego. Błogosławiony Jan Paweł II objaśniając teksty konkretnych ksiąg Nowego Testamentu wielokrotnie nawiązuje do analogicznych treści i pojęci zawartych w innych fragmentach Biblii. CZĘŚĆ PIERWSZA: POCZĄTKI KOŚCIOŁA W JEROZOLIMIE Życie pierwszych chrześcijan Dz 2,42-47 42 Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. 43 Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. 44 Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. 45 Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. 46 Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. 47 Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia. Od dnia Pięćdziesiątnicy Apostołowie staną się żniwiarzami Chrystusowej siejby za sprawą Ducha Świętego. „Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem” (J 4,36). Istotnie, w dniu Pięćdziesiątnicy, już po pierwszych słowach Piotra, żniwo okazało się obfite. Nawróciło się bowiem „około trzech tysięcy dusz” (Dz 2,41). To radość wspólna: Apostołów oraz ich Mistrza — Boskiego Siewcy. Żniwo bowiem jest owocem Jego ofiary. Chrystus mówi o trudzie — ten trud to nade wszystko Jego odkupieńcza męka i śmierć na krzyżu. Tak więc „ktoś Inny się natrudził” dla tego żniwa. Przede wszystkim „ktoś Inny” — On, Chrystus — otworzył drogę Duchowi Prawdy, który przez apostolski kerygmat zaczął skutecznie działać od dnia Pięćdziesiątnicy. Droga ta została otwarta przez ofiarę krzyża: przez odkupieńczą śmierć, której potwierdzeniem jest przebity bok Chrystusa ukrzyżowanego. Z tego boku „natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19,34) — symptom fizycznej śmierci. Równocześnie jednak — wypełnienie tych tajemniczych słów, które kiedyś, w ostatnim dniu Święta Namiotów, Chrystus wypowiedział o przyjściu Ducha Świętego: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie — niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza”. Ewangelista dodaje: „a powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego” (J 7,37-39). Pragnie przez to powiedzieć, że wierzący otrzymają daleko więcej niż tylko deszcz, o który błagali podczas Święta Namiotów. Będą mogli czerpać ze źródła Syjonu, z którego wypłynie woda odrodzenia, jak zapowiadali prorocy (por. Za 14,8; Ez 47,1n). O Duchu Świętym Jezus powiedział: „Jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7). Woda, która wypływa z przebitego boku Chrystusa (por. J 19,34), jest znakiem tego „posłania”. Będzie ono „obfite”: „strumienie wody żywej”. Wyraża się w nim szczególna szczodrość i łaskawość Boga udzielającego siebie człowiekowi. Pięćdziesiątnica jerozolimska jest potwierdzeniem tej Bożej obfitości, obiecanej i danej przez Chrystusa za pośrednictwem Ducha Świętego. Poszczególne okoliczności tego święta nabierają w przekazie Łukaszowym symbolicznego znaczenia. Oto zesłanie Parakleta następuje wraz z dopełnieniem święta. Ewangelista mówi o dopełnieniu się czasu: „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy”; dalej zaś pisze: „byli wszyscy razem na tym samym miejscu” (Dz 2,1), wskazując, iż cała wspólnota zebrała się w komplecie. „Wszyscy razem”: nie tylko Apostołowie, ale cała najpierwotniejsza wspólnota rodzącego się Kościoła, mężczyźni i niewiasty, wraz z Matką Chrystusa. Jest to pierwszy szczegół, o którym należy pamiętać. Ale pod kątem tej „pełni” wypada spojrzeć także na inne, nie mniej ważne szczegóły jerozolimskiego wydarzenia. Święty Łukasz pisze: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali (...). I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2, Zwróćmy uwagę na powtarzające się tutaj pojęcie pełni („napełnił”, „wszyscy zostali napełnieni”). Takie właśnie „napełnienie” zapowiedział Chrystus, odchodząc do Ojca: „wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym” (Dz 1,5). „Ochrzczeni” — to znaczy „zanurzeni” w Duchu Świętym, czemu odpowiada znak zanurzenia w wodzie przy chrzcie. „Zanurzenie” i „napełnienie” mówią o tej samej rzeczywistości duchowej, jaką sprawi w Apostołach i wszystkich obecnych w Wieczerniku zstąpienie Ducha Świętego. To „napełnienie”, które przeniknęło wszystkich członków małej wspólnoty w dniu Pięćdziesiątnicy, jest jak gdyby duchowym przedłużeniem tej pełni Ducha Świętego, która „mieszka” w Chrystusie: „cała Pełnia” (por. Kol 1,19). (...) „Pełnia” Ducha Świętego, która jest w Chrystusie, objawiła się w dniu Pięćdziesiątnicy przez „napełnienie Duchem Świętym” wszystkich zgromadzonych w Wieczerniku. W ten sposób powstała owa rzeczywistość chrysto-eklezjologiczna, do której nawiązują słowa Apostoła Pawła: „zostaliście napełnieni w Nim, który jest Głową” (Kol 2,10). Rzec także można, iż Duch Święty „owładnął” wówczas Apostołami, okazał swą władzę nad ich człowieczeństwem. Okazanie zaś tej władzy miało charakter pełni duchowego daru, który objawia się jako moc ducha, moc umysłu, woli i serca. Pisze św. Jan: „Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela [mu] Ducha” (J 3,34). Odnosi się to przede wszystkim do samego Chrystusa, ale także do Apostołów, którym Chrystus udzielił Ducha Świętego, aby oni z kolei przekazywali Go innym. Widzimy wreszcie, że w Pięćdziesiątnicy wypełniły się także słowa Ezechiela: „ducha nowego tchnę do waszego wnętrza” (36,26). A „tchnienie” to połączyło się z radością żniwiarzy, jak mówi Izajasz: „Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa” (9,2). Pięćdziesiątnica — prastare Święto Żniw — tym razem objawiła się pośrodku Jerozolimy, w nowym znaczeniu, jako szczególne „żniwo” Boskiego Parakleta. W ten sposób spełniło się proroctwo Joela: „Wyleję (...) Ducha mego na wszelkie ciało, (...) wyleję Ducha mego w owych dniach” (Jl 3,1-2). (25) Jeśli chcemy ponownie odkryć ścisłą więź, jaka istnieje między Kościołem i Eucharystią, w całym jej bogactwie, nie możemy zapomnieć o Maryi, Matce i Wzorze Kościoła. W Liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae, uznając Najświętszą Dziewicę za Mistrzynię w kontemplowaniu oblicza Chrystusa, włączyłem do tajemnic światła również ustanowienie Eucharystii. Maryja bowiem może nas prowadzić ku temu Najświętszemu Sakramentowi, ponieważ jest z nim głęboko związana. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Ewangelia milczy na ten temat. W opisie ustanowienia Eucharystii w wieczór Wielkiego Czwartku nie mówi się o Maryi. Wiadomo jednak, że była Ona obecna wśród Apostołów, którzy „trwali jednomyślnie na modlitwie” (Dz 1,14), w pierwszej wspólnocie zgromadzonej po Wniebowstąpieniu w oczekiwaniu Pięćdziesiątnicy. Tej obecności nie mogło oczywiście brakować podczas sprawowania Eucharystii wśród wiernych pierwszego pokolenia chrześcijan, z gorliwością trwających „w łamaniu chleba” (Dz 2,42). Jednak poza Jej uczestnictwem w Uczcie eucharystycznej, związek Maryi z Eucharystią można pośrednio określić, wychodząc od Jej wewnętrznej postawy. Maryja jest „Niewiastą Eucharystii” w całym swoim życiu. Kościół, patrząc na Maryję jako na swój wzór, jest wezwany do Jej naśladowania także w odniesieniu do Najświętszej Tajemnicy. (26) Kerygma jest słowem Bożym głoszonym w celu przywrócenia ludzkości właściwej relacji do Boga przez wiarę w Chrystusa. Działanie mocy kerygmatu widzimy w pierwszej wspólnocie jerozolimskiej: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2,42). Tu należy szukać istoty życia Kościoła, owocu pierwszej ewangelizacji. Przylgnięcie do Jezusa Chrystusa przejawia się w wierze w Jego słowo głoszone przez Kościół. Święty Paweł pyta: „Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani?” (Rz 10,15). I rzeczywiście, Chrystus posłał Apostołów, ich głos rozlegał się po całej ziemi, a ich słowa docierały do krańców świata (por. Ps 19[18],5). (...) W dzisiejszych okolicznościach Maryja nie jest w mniejszym stopniu obecna w Kościele, niż była w dniu Pięćdziesiątnicy, razem z Apostołami na modlitwie (por. Dz 1,15). Przez swe wstawiennictwo i swoją obecność będzie na pewno podtrzymywać nową ewangelizację, tak właśnie jak podtrzymywała pierwszą. W chwilach trudności i bólu Maryja była bezpieczną ucieczką dla wszystkich szukających ukojenia i pociechy. W kościołach, kaplicach i domach wizerunek Maryi przypomina ludziom o Jej pełnej miłości obecności i macierzyńskiej opiece. W niektórych rejonach Pacyfiku jest czczona w sposób szczególny pod wezwaniem Wspomożenia wiernych, a biskupi ogłosili Ją Patronką Oceanii, pod imieniem Królowej Pokoju. W Jezusie Chrystusie, którego Ona nosiła w swym łonie, narodził się nowy świat, w którym spotykają się ze sobą sprawiedliwość i miłosierdzie, świat wolności i pokoju. Przez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa Bóg pojednał ze sobą świat, a Jezusa Pana uczynił Księciem Pokoju po wszystkie czasy i we wszystkich miejscach. Niech Maryja, Regina Pacis, dopomoże ludom Oceanii cieszyć się tym pokojem i obdarzać nim innych. U zarania trzeciego tysiąclecia chrześcijańskiego niech sprawiedliwość i harmonia będą darem Boga dla Oceanii i dla wszystkich narodów świata! (27) opr. aś/aś
od pierwszych wieków Kościół w tysiącach dokumentów syno-dalnych i soborowych występował przeciwko symonii i korupcji, a z praktycznym ich wykorzenieniem wciąż są problemy. Po trzecie, zapisy starożytne w ogromnej większości stanowią dzieło mężczyzn. Należałoby zbadać również poglądy i odczucia kobiet.
Chrześcijaństwo zrodziło się z judaizmu i pozostaje w nim mocno zakorzenione. Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym w rzymskiej synagodze 13 kwietnia 1986 roku nazwał żydów naszymi "starszymi braćmi w wierze". Z tego też powodu uznał, że relacje z judaizmem są dla chrześcijaństwa sprawą wewnętrzną, a nie międzyreligijną. "Religia żydowska nie jest dla naszej religii rzeczywistością zewnętrzną, lecz czymś wewnętrznym"- mówił Papież. Inicjatywa Boga Zarówno w judaizmie, jak i w chrześcijaństwie w relacji między Bogiem a człowiekiem inicjatywa zawsze należy do Boga. To podstawowy duchowy rys charakterystyczny dla "judeochrześcijaństwa". Bóg jest tym, który szuka człowieka, pragnie nawiązywać z nim coraz bliższą, wręcz intymną relację. Tak było od samego początku - w przypadku Abrahama, Jakuba, Mojżesza, proroków i całego zgromadzenia Izraela. Z sytuacją odwrotną spotykamy się w przypadku religijności pogańskiej, gdzie inicjatywę ma człowiek. Kierując się swoim ego, własnym interesem, pragnieniami i umysłem, zwraca się ku bogom, by zyskać ich przychylność dla siebie i własnych planów. Jego działanie opiera się jednak na lęku i swoistej niewoli, w przeciwieństwie do żydowskiego i chrześcijańskiego doświadczenia wiary w Boga z owej niewoli wyzwalającego. Żyd i chrześcijanin, którego szuka Bóg i który w spotkaniu z Nim doznaje wyzwolenia, staje się człowiekiem wolnym. Zgodnie ze słowami: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Ga 5, 1). Mamy tu też do czynienia z innym rodzajem wolności, bliższym liberalnemu sposobowi jej pojmowania. W obu omawianych religiach człowiek pozostaje wolny w tym sensie, że może odpowiadać Bogu "nie", odwracając się od Jego propozycji. Na tym polega owa niezmierzona miłość Boga do człowieka, że akceptuje go, gdy odrzuca boską inicjatywę lub gdy się z nią zmaga, idąc w życiu krętymi ścieżkami. Bóg zatem pozostawia człowieka w pełnej niezależności, by mógł nieustannie dokonywać wyborów samodzielnie i bez żadnego przymusu. Istota rzeczy polega bowiem na osobistym, egzystencjalnym doświadczaniu skutków własnych wyborów między tym, co dobre dla mnie wedle moich wyobrażeń, przekonań i umysłu, a tym, co dobre według zamysłu Boga Jedność ciała i ducha Kolejną właściwością wspólną dla judaizmu i chrześcijaństwa jest jedność ciała i ducha. Tradycja żydowska (choć niecała), a w jeszcze większym stopniu tradycja chrześcijańska pełne są zmagań z próbami rozdzielania tych dwóch wymiarów ludzkiej egzystencji. Kultura grecka mówiła o dwoistości ludzkiej natury i rozdzieleniu duszy od ciała. Według Platona ciało stanowi więzienie dla duszy i człowiek winien uwolnić się od tej niewoli. Pewne skutki owej pogardy dla ciała pojawiają się w późniejszym średniowieczu. W okresie renesansu i baroku widoczne jest natomiast odreagowanie wobec tej skrajności. Nierzadko mamy wówczas do czynienia z przesadnym kultem cielesności. Nurt ten pozostaje obecny także w dzisiejszej cywilizacji euroamerykańskiej. Na przestrzeni wieków pokusy herezji w tej kwestii wciąż powracają. Heschel uważa, że "nie istnieje konflikt między Bogiem a człowiekiem, nie ma wrogości między duchem a ciałem, nie wbito klina między to, co święte, a to, co świeckie. Człowiek nie istnieje z dala od Boga. To, co ludzkie, jest linią graniczną tego, co boskie". Nauka chrześcijańska o jedności tego, co duchowe, i tego, co cielesne, pozostaje mocno zakorzeniona w dorobku myśli żydowskiej. Według niej ciało jako stworzone przez Boga - a wszystko, co On stworzył, było dobre (por. Rdz 1, 1-31) - stanowi niezwykle istotny składnik ludzkiej natury. Stąd należny ciału szacunek. W Księdze Hioba czytamy: "Ciałem swym Boga zobaczę, (…) moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty" (Hi 19, 26-27). Jak pisze Byron L. Sherwin, uczeń Heschela, "podczas gdy we wcześniejszej średniowiecznej myśli żydowskiej samopoznanie, jako drogę do poznania Boga i świata, odnoszono przede wszystkim do duszy ludzkiej, to później właśnie ludzkie ciało stało się narzędziem nie tylko samopoznania, lecz i poznania Boga oraz stworzenia". Delfickiej maksymy »Poznaj samego siebie« nie ograniczano już wyłącznie do poznania duszy, lecz odnoszono ją i do poznania ciała" - pisze z kolei inny żydowski filozof Alexander Altmann. Talmud zaleca kontemplację ciała jako sposób poznania mądrości Najwyższego. Święty uczynek, czyli micwa - rzecz fundamentalna dla żydowskiego życia - nie jest możliwy bez udziału ludzkiego ciała. Owszem, między ciałem i duchem istnieje poważne napięcie wewnętrzne, można je jednak pokonać właśnie przez święty uczynek. Spuściznę judaizmu przejęło chrześcijaństwo, które bardzo mocno uwypukla jedność ciała i duszy, podkreślając poszanowanie dla ludzkiego ciała, także lub przede wszystkim w wymiarze płciowym. Jedność ta została mocno zaakcentowana przez fakt Wcielenia Syna Bożego i Jego zmartwychwstanie. Słowo źródłem życia Cechą odróżniającą duchowość judaizmu i chrześcijaństwa od innych typów duchowości jest także sposób rozumienia pojęcia "słowo". Istnieje zasadnicza różnica między interpretowaniem "słowa" w kulturze europejskiej, zdominowanej przez mentalność grecko-rzymską, a jego treścią w kulturze Bliskiego Wschodu, zwłaszcza zaś w mentalności ukształtowanej przez Biblię hebrajską i judaizm. W Europie "słowo" pozostaje bliskie znaczeniowo "pojęciu", a nawet "idei". Należy zatem do sfery myśli, filozofii, teorii, co oznacza, że jego autorem jest człowiek. W kulturze grecko-rzymskiej "słowo" to w istocie twór ludzkiego intelektu. Natomiast dla żydów, zarówno w tradycji biblijnej, jak i rabinicznej, "słowo" oznacza konkretny fakt historyczny, realne wydarzenie, które obiektywnie miało miejsce. Ponieważ nad historią panuje Bóg i On stwarza "słowo" - czyli wydarzenie - ono zawsze jest Jego autorstwa. Cała historia pozostaje w Jego ręku i nic nie dzieje się bez Jego wiedzy, co więcej - bez Jego przyzwolenia. Dlatego św. Jan mówi, że "na początku było Słowo" (J 1, 1), zaś w Księdze Rodzaju czytamy, że gdy tylko Bóg wypowiadał słowo, to natychmiast stawało się ono rzeczywistością: pojawiły się wody, ląd, zwierzęta, rośliny i ludzie. Takie było historyczne doświadczenie Izraelitów. Podobnie rzecz się ma z Dziesięcioma Słowami, czyli Dekalogiem. Ich autorem i dawcą jest Bóg. Żydzi doświadczali, że jeśli żyją w sposób, jaki przekazał im od Boga Mojżesz, są zadowoleni i umierają "syci dni" na podobieństwo Abrahama. Człowiek nie byłby w stanie wymyślić Dekalogu ani całej Tory, gdyż jego natura skłania do innej etyki i hierarchii wartości. Skoro jednak człowiek został stworzony na podobieństwo Boga - i jest w nim jakoś odbity obraz Stwórcy - to stopniowe objawianie mu jego pochodzenia nakłada nań, jak mówi Talmud, pewne zadanie. Zadaniem tym staje się wypełnianie Dekalogu, Tory. Tora została oddana w ręce człowieka. Teraz możemy lepiej rozumieć, co oznacza stwierdzenie, że Jezus Chrystus jest słowem Boga, które Pan daje człowiekowi, by ten w swej wolności mógł zrobić z Nim, co chce: zabić, oddalić i być nieszczęśliwym lub przyjąć, by nim żyć i być szczęśliwym. W tej przestrzeni zawiera się miłość Boga do ludzi. Owszem, Bóg, widząc ich bezsilność w czynieniu dobra, w wypełnianiu Tory, sam wypełnia - jak uczynił w przymierzu zawartym z Abrahamem - swą obietnicę. Przeprowadza Jezusa przez śmierć i daje Mu życie. Co więcej - pozwala poznać, że Jezus Chrystus ma tego samego Ducha zwycięstwa nad śmiercią i może udzielać Go konkretnym stworzonym osobom, czyniąc swój Kościół. Na tym bowiem polega istota Kościoła, wszystkie inne jego cechy czy zadania są wtórne. Słowo Boga to nie jedynie Biblia, Pierwszy Testament i Drugi Testament. Jest ono czymś nieskończenie większym. Daje się poznać we wszelkim "ciele", "wcieleniu", w tym wszystkim, co jest sposobem objawiania się Boga na ziemi. A zatem oprócz Biblii mentalność oraz życie żydów i chrześcijan kształtują historia i Tradycja, które skądinąd przez to samo życie są kształtowane. To oczywiste, że gdy z historii i teraźniejszości wyjmiemy Boga i Jezusa Chrystusa, przestaje ona być historią świętą, stając się zwykłym ciągiem faktów historycznych, które możemy interpretować na rozmaite sposoby zależnie od własnego światopoglądu. Biblia i Tradycja oraz ich egzegeza są lustrem, w którym każdy z nas może się przeglądać, by móc w świetle Boga spojrzeć na swoje życie, życie rodziny, społeczeństwa i świata. Nie ulega wątpliwości, że tę odnowioną świadomość istoty słowa Bożego - mocno obecną wśród pierwszych chrześcijan - Kościół katolicki odzyskiwał stopniowo, a wyraził ją w dziele Soboru Watykańskiego II. Szukanie coraz bliższej relacji z Jezusem Chrystusem musi oznaczać głębsze wejście w żydowskie korzenie chrześcijaństwa, w żydowski sposób postrzegania rzeczywistości i egzegezy Pisma. Pamięć jako drogowskaz Kolejnym wyróżnikiem religii Izraelitów - jakże istotnym - jest specyficzny sposób postrzegania zbawczych wydarzeń w ich własnej historii. Sposób ten można określić jako memoryzację i aktualizację. Mam na myśli zbiorową pamięć o interwencjach Boga w ich życiu społecznym. Postawa ta ma swoje zakorzenienie w Księdze Powtórzonego Prawa, przede wszystkim w słowach: "Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, o której poprzysiągł przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi, że da tobie miasta wielkie i bogate, których nie budowałeś, domy pełne wszelkich dóbr, których nie zbierałeś, (...) strzeż się, byś nie zapomniał o Panu, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli" (Pwt 6, 10-12). Nie chodzi tu o zwykłą pamięć. Każda bowiem żydowska proklamacja, zwłaszcza liturgiczna, a także modlitwa, oznacza aktualizację istotnych momentów przeszłości, w których Bóg interweniował w życie tego ludu, aby mógł On okazać swą moc w obecnych problemach osób i całej wspólnoty. Dlatego tak istotne jest przekazywanie wiary zrodzonej z tych wydarzeń z pokolenia na pokolenie: "Wpoisz je twoim synom" (Pwt 6, 7). Autor Księgi Powtórzonego Prawa ma na myśli przede wszystkim dwa najważniejsze wydarzenia, które ukształtowały wiarę i mentalność żydowską: wyjście z niewoli egipskiej oraz nadanie Prawa, Tory, na Synaju. Liturgiczne i modlitewne przywoływanie tamtych faktów nie ma na celu jedynie podtrzymywania pamięci w sensie obchodów ku czci, lecz przepowiadanie niezmiennej mocy Boga, który dziś nadal może wyprowadzać z kolejnych niewoli i prowadzić swój lud - indywidualnie i wspólnotowo - ku coraz pełniejszemu pojmowaniu i wypełnianiu Tory. Podobnie rzecz się ma z chrześcijanami, którzy mogą doświadczać aktualizacji zbawczych wydarzeń paschalnych Jezusa Chrystusa podczas każdej Eucharystii i co ważne, innych liturgii. Właśnie wówczas słowo ma szczególną moc, ponieważ Bóg działa w swym zgromadzeniu, Jezus zaś mówi, że jest obecny tam, gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Jego imię (por. Mt 18, 20). Nie chodzi tutaj o jakąś magię sprowadzającą obecność Boga przez sam fakt zebrania się ludzi, ale o to, że Izrael nazywany jest ludem słuchania. Fundamentalnym słowem dla żydów jest bowiem Szema - "słuchaj". Izrael jest ludem, który słucha Boga, ludem słuchania Jego słowa. Wiara bierze się ze słuchania, dlatego Jezus stwierdza: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (Mt 8, 8) oraz "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je" (Mt 8, 21). Bóg mówi przez Proroka, że obrzydły Mu wszelkie nasze obchody, uroczystości, święta i liturgie, bo w gruncie rzeczy nie słuchamy, a jeśli słuchamy, to po to, by uznać konkretne słowo za przydatne dla innych ludzi (por. Iz 1, 14). Tym samym uznajemy, że Bóg nie ma mocy nad naszym życiem, co często maskujemy opinią, że przecież nie będzie On zajmował się takimi drobnostkami jak nasze sprawy codzienne. Dla żydów Tora to objawienie miłości Boga do nich. Nie jest ona prawem, doktryną, nakazem, lecz obietnicą pełni życia, miłości i jedności z Bogiem i ludźmi. Bóg mówi: "Jeśli będziesz Mnie szukał, to dam Ci się znaleźć i sam obietnice te będę wypełniał". Jezus z Nazaretu przedstawi się jako Ten, który jest realizacją Tory, ponieważ sam Bóg wypełnia podstawowy brak w człowieku: niemożność kochania nieprzyjaciela, czyli drugiego człowieka, który mnie rani, działa na moją niekorzyść, krzyżuje plany i wyobrażenia o życiu i ludziach. Krótko mówiąc, fakt, że Bóg stał się człowiekiem, oznacza, że spełnia obietnicę daną Abrahamowi, Izraelitom i wszystkim ludziom, że będą zbawieni, że życie ze wszystkimi "krzyżami", przeciwnościami, cierpieniami nie jest przekleństwem, lecz błogosławieństwem, za które będą Mu dziękować. Na pytanie, gdzie mieszka Bóg, żydzi odpowiadają: mieszka w błogosławieństwie. Nie w tym, o które ludzie proszą, gdy wołają: "Niech Bóg nam błogosławi", lecz w błogosławieństwie, jakie wychodzi z ich ust, gdy doświadczyli Jego obecności i miłości tam, gdzie spodziewali się zniszczenia i przekleństwa. To właśnie czynią żydzi podczas uczty paschalnej, gdy wznoszą kolejne kielichy błogosławieństwa, dziękując Bogu za to, czego dla nich do tej pory dokonał i jeszcze dokona, chociaż już przeszłe dzieła by wystarczyły. Dlatego - jak pisze przywoływany wcześniej Heschel - "Żydzi nie czuli się »narodem Księgi«. Nie uważali, że posiadają »Księgę«, tak jak nikt nie może uważać, że posiada życie. Księga, Tora, była ich istotą, tak samo jak oni, Żydzi, byli istotą Tory". Jezus Chrystus wszedł w ryt żydowski, błogosławiąc Boga Ojca za swą drogę paschalną, co na krzyżu objawiło się zgodą na Jego wolę. W ten sposób Jezus spełnia swą misję jako Słowo, stając się następnie przyczyną, dla której chrześcijanie mogą błogosławić Boga Izraela, Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Ludzie ochrzczeni bardzo często interpretują słowo Boga - a przede wszystkim samego Jezusa Chrystusa - w sposób przewrotny; obłaskawiamy je, próbujemy ich używać dla budowania swego ja, a nie Jego chwały. Z drugiej strony słowo nie zostawia nas z tą trudną i nieznośną świadomością naszej skażonej, głęboko egoistycznej natury, wobec której jesteśmy bezsilni, lecz daje nadzieję na miłość Boga, która nie tylko uzdrawia, lecz chce udzielić się każdemu osobiście za darmo. Stąd porównanie słowa Boga do miecza obosiecznego: boleśnie rozcina ropiejącą ranę, co jest konieczne dla dalszego procesu leczenia, a zarazem opatruje ją wraz z dobrym rokowaniem i darem skutecznej terapii (por. Hbr 4, 12). Tekst pochodzi z książki "Od lęku do nadziei" Prawdziwa polityka to dawać człowiekowi taką możliwość, by z jego serca znikło ostrze nienawiści skierowane ku drugiemu. Uczynić to może tylko Bóg. Nie można zrozumieć istoty chrześcijaństwa i Kościoła bez ponownego odkrycia żydowskich korzeni tej wiary. Dopiero powrót do źródeł i przyjęcie nowości Ewangelii umożliwia chrześcijanom pełnienie swej misji. Jan Grosfeld przygląda się specyfice chrześcijańskiej i żydowskiej koncepcji osoby i wspólnoty oraz bada ich wpływ na życie społeczne. Podkreśla konieczność realizacji i rozwoju dzieła Soboru Watykańskiego II oraz rolę czytelnego i autentycznego świadectwa.
Vox Patrum (Sep 1988) . Eucharystia pierwszych chrześcijan, Ojcowie Kościoła o Eucharystii. Wybór i opracowanie ks. M. Starowieyski. Wstęp ks. M. Starowieyski
Jutro, 22 sierpnia po raz pierwszy będzie obchodzony Międzynarodowy Dzień Upamiętniający Ofiary Aktów Przemocy ze względu na Religię lub Wyznanie. Rezolucję w tej sprawie jednogłośnie przyjęło w maju br. Zgromadzenie Ogólne ONZ z inicjatywy polskiej dyplomacji. Z kolei według raportu Open Doors (Otwarte Drzwi) – organizacji protestanckiej, obecnej w ponad 60 krajach – w 2018 zginęło więcej wyznawców Chrystusa niż rok wcześniej: w sumie było ich co najmniej 3066. Liczba ta nie obejmuje tych, którzy zginęli w wyniku wojen czy klęsk żywiołowych jak susze czy powodzie, ale dotyczy wyłącznie zabójstw z powody wiary. Głównymi sprawcami pozostają niezmiennie od lat fundamentalizm islamski i nacjonalizm religijny. 61 proc. ludności świata żyje w krajach, których obywatele nie mogą w pełni swobodnie wyrażać swej wiary. Za większością przypadków łamania wolności religijnej stoją radykalizm islamski, państwa autorytarne i skrajne nacjonalizmy. Według wydawanego od 15 lat przez Otwarte Drzwi Światowego Indeksu Prześladowań do pierwszej dziesiątki krajów, w których chrześcijanie są najbardziej prześladowani, należą Korea Północna, Afganistan, Somalia, Libia, Pakistan, Sudan, Erytrea, Jemen, Iran i Indie. Jako niechlubny przykład pogorszenia warunków życia dla chrześcijan ta międzynarodowa organizacja wymienia Chiny. Kraj ten „awansował” z 43 na 27 miejsce i jest „doskonałym przykładem coraz większego ograniczania wolności religijnej przez coraz bardziej represyjny reżim”. W ubiegłym roku więziono tam więcej chrześcijan niż w jakimkolwiek innym kraju. Open Doors wymienia też problem forsowania religijno-nacjonalistycznej polityki w Indiach, Turcji, Mjanmarze, Laosie, Butanie czy Nepalu. Tamtejsze rządy chcą w ten sposób „zwiększyć nacisk na chrześcijan i inne mniejszości religijne”. Według najnowszego raportu „w coraz większej liczbie krajów chrześcijanie doświadczają wykluczenia społecznego i ucisku ze strony państwa, ponieważ nie chcą podążać za daną ideologią czy religią, lecz chcą wyznawać swoją wiarę". W Pakistanie, szczególnie na terenach wiejskich chrześcijanie są uważni za obywateli drugiej kategorii. Bardzo często ofiarami takiej postawy są dzieci, doświadczające różnych przejawów nietolerancji. "Molestowanie i inwigilacja coraz bardziej zmuszają ich do życia w podziemiu i poważnie ograniczają prawo do wolności religijnej” – stwierdza raport. Organizacja wskazuje też na rosnące prześladowanie przez islamski ekstremizm, szczególnie w Azji i Afryce Subsaharyjskiej, np. w Libii czy Egipcie. W Nigerii za wiarę zamordowano 3 731 chrześcijan, więcej niż we wszystkich innych krajach razem wziętych. Według Open Doors doniesienia o tym, że terrorystyczna organizacja islamska „Boko Haram” została pokonana, okazują się bezpodstawne. Szczególnie silne prześladowania spotykają kobiety i dzieci. Chrześcijanki w pewnym sensie w podwójny sposób doświadczają prześladowań. W wielu krajach na porządku dziennym są porwania, gwałty, zmuszanie ich do małżeństwa. Z badań organizacji wynika, że na przykład w Korei Północnej wiele rodzin chrześcijańskich, u których zostanie odkryta Biblia lub które prywatnie wyznają swoją wiarę, trafia do specjalnych obozów reedukacyjnych, w których dzieci żyją jak niewolnicy. Łącznie zaś ocenia się, że z powodu wyznawanej wiary przebywa tam od 50 do 70 tys. chrześcijan. W niektórych rejonach rolniczych Górnego Egiptu chuligańskie zachowania w stosunku do dzieci są bardzo rozpowszechnione. W czterdziestoosobowych klasach zajmują one ostatnie miejsca oraz są dyskryminowane nie tylko przez rówieśników, ale przez samych nauczycieli. Nasila się to szczególnie w takich okresach jak Boże Narodzenie. Dzieci są wyszydzane z powodu swojej wiary. Z kolei w 2019 r. do najkrwawszych ataków na wyznawców Chrystusa doszło na Sri Lance, której ponad 75 proc. mieszkańców wyznaje buddyzm uznawany za bardzo agresywny i odmienny od ogólnie znanego pokojowego wizerunku tej religii. W wyniku zamachów na trzy kościoły (dwa katolickie i jeden protestancki) i cztery luksusowe hotele w kilku miastach Sri Lanki na Wielkanoc, do których przyznało się tzw. Państwo Islamskie (IS), zginęło 258 osób, a 600 zostało rannych. Były to największe ataki terrorystyczne na wyspie od zakończenia w niej w 2009 roku 30-letniej wojny domowej. Według władz Sri Lanki zamachy były odwetem za marcowy atak na meczety w Christchurch w Nowej Zelandii, gdzie zginęło 50 osób. Na Sri Lance budddyzm ma bardzo radykalne nastawienie i jego wyznawcy byli odpowiedzialni za akty przemocy w ostatnich 3 latach wobec hinduistów, stanowiących 13,2 proc. ludności i muzułmanów – 8,6 proc. Takie organizacje jak Brygada Buddyjska czy „Sinha Lei” (Krew Lwa) od dawna szerzą swą ideę jednego „narodu syngaleskiego”. Dotychczas odnotowano 89 ataków na chrześcijan w 2016 i 36 – do maja 2017. Wyznawcom Chrystusa, stanowiącym 9,1 proc. mieszkańców wyspy, odmawia się ponadto prawa do grzebania swych zmarłych na cmentarzach publicznych, ich świątynie są niszczone i zamykane, ekstremiści buddyjscy dopuszczali się też wobec nich aktów przemocy fizycznej oraz grozili im śmiercią. Papieże ostatnich pontyfikatów, począwszy od św. Jana Pawła II aż do Franciszka, wielokrotnie zwracali uwagę, że dziś jest więcej męczenników chrześcijańskich niż było ich w starożytności. Franciszek często przypomina, że „również dzisiaj wielu chrześcijan zabija się i prześladuje ze względu na ich miłość do Chrystusa. Oddają życie w milczeniu, bo ich męczeństwo nie zyskuje rozgłosu. A dziś jest więcej chrześcijan męczenników niż w pierwszych wiekach".
Nie dziwi zatem nikogo, że radosne „maranatha” z liturgii pierwszych chrześcijan zastąpione zostało wezwaniem „dies irae”, obwieszczającym „dzień gniewu Pańskiego”. Oto fragment średniowiecznej sekwencji z Mszy św. za zmarłych: „Dzień ów gniewu się nachyla, gdy w proch wieki zmiecie chwila, świadkiem Dawid i Sybilla.
O. Damian Mrugalski: Pierwsi chrześcijanie wcale nie zbierali się na msze w katakumbach. To fantazja Sienkiewicza. Sprawowali kult po domach, najczęściej bogatych obywateli. Pierwsi chrześcijanie, ginęli przybijani do krzyży, płonęli jak żywe pochodnie, byli rozszarpywani przez lwy. Ale zdarzało się też, że tłum chrześcijan zamordował poganina. Początki naszej religii pełne są zawirowań. Po śmierci Jezusa uczniowie - pierwsi chrześcijanie bardzo się bali?Chrześcijaństwa po śmierci Jezusa nie ma. Rodzi się dopiero w momencie zesłania Ducha Świętego. Wtedy to, jak opisują Dzieje Apostolskie, uczniowie Jezusa otrzymują jakąś niesamowitą moc, która sprawia, że bez lęku i to publicznie głoszą Dobrą Nowinę. Po pierwszej przemowie Piotra, w dniu Pięćdziesiątnicy, nawraca się 3 tysiące osób, po kolejnej - 5 tysięcy. Chrześcijanie są już wtedy prześladowani, ale nie boją się niczego. Byli dla kogoś zagrożeniem? Z początku było ich przecież nie. Dzieje Apostolskie mówią o bardzo szybkim rozprzestrzenianiu się chrześcijaństwa. Już w latach 40. chrześcijanie dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii (obecna Turcja). Niedługo później dotarli do Rzymu. Co ciekawe, to właśnie w Antiochii nazwano uczniów Jezusa "chrześcijanami". Wcześniej ich tak nie jak?Drogą. Chrześcijaństwo było nową drogą prowadzącą do zbawienia. Z początku chrześcijanie niezbyt odróżniali się od Żydów, choć mieli świadomość nowości swojej wiary. Apostołowie początkowo gromadzili się na modlitwie i głosili dobrą nowinę w świątyni jerozolimskiej i w więc byli prześladowani? Jest o tym mowa przy okazji męczeństwa św. Szczepana: "Słyszeliśmy, jak on mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał". Żydzi bali się tej zmiany. A może bali się nowości i tej mocy, z jaką przemawiali chrześcijanie. Ale głosili niepopularne prawdy: bądź dobry, umartwiaj się, nadstawiaj policzek. Skąd ich popularność?Umartwienie się to sprawa drugorzędna. Dobra Nowina dotyczyła zbawienia i wolności - prawdziwej wolności. Starożytni tworzyli etykę dla elit. A chrześcijaństwo było dla wszystkich. Pokazało, że niewolnik czy biedak też może być wolny, że jest wielki i ważny dla Boga, że jest Jego co widzieli w tej religii bogaci?Filozof Justyn, z II wieku, którego opis nawrócenia posiadamy, mówi, że przekonało go świadectwo proroków i męczenników, oraz spójność doktryny. "Nie dlatego jestem chrześcijaninem - powiada - iżbym uważał, że nauka Platona różni się od nauki Chrystusa, lecz dlatego, że u Platona, tak jak i u innych mądrych ludzi, znajduję tylko część tego, co zawiera nauka Chrystusa". Chrześcijaństwo dało mu odpowiedzi na zasadnicze pytania, dotyczące sensu życia, śmierci i zbawienia, które stawiali sobie najwięksi filozofowie greccy. Ci jednak często stawali z sobą w chrześcijan prześladowali również poganie. To wtedy chowali się w katakumbach?A kto powiedział, że się tam chowali?Chociażby Sienkiewicz w "Quo vadis". Podobno wzorował się na Tacycie. To fantazja pisarza. W katakumbach chrześcijanie spotykali się w wyjątkowych sytuacjach, np. w Dies natalis - dniu narodzin dla nieba jakiegoś męczennika. Modlili się przy grobie i wspominali go. W ten sposób przygotowywali się do swojego ewentualnego męczeństwa. Najstarsze świadectwa literackie nic nie mówią o sprawowaniu Eucharystii w katakumbach. To gdzie odprawiane były msze pierwszych chrześcijan?Po domach, zazwyczaj bogatych ludzi, bo tam było sporo miejsca. Potem na tych domach wznoszono bazyliki. Na przykład św. Pudencjany, która powstała prawdopodobnie na domu rzymskiego senatora Pudensa (miał go nawrócić św. Piotr). Na rzymskim Awentynie natomiast stoi bazylika św. Sabiny, zbudowana na domu, który udostępniała na zgromadzenia chrześcijan. Kto uczestniczył w takich zgromadzeniach? Wszyscy: i biedni, i bogaci. Z tego też powodu powstawały niekiedy napięcia. Ci biedniejsi pracowali cały dzień i często spóźniali się na spotkanie. W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł pisze, że czasem podczas takich zgromadzeń "jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy". "Głodny", to zapewne niewolnik, który przyszedł spóźniony z powodu swej pracy. "Nietrzeźwy", to albo właściciel domu, albo jego bogatsi przyjaciele, którzy mogli przyjść na takie spotkanie dużo wcześniej i ucztować. Jeśli tak wygląda sprawa, to takie zgromadzenie - napomina św. Paweł - nie jest Wieczerzą Pańską. Rzymianie podchodzili do chrześcijan nieufnie?Kult Rzymian był sprawowany w ciągu dnia, w miejscach publicznych, na Forum Romanum i był oficjalny. Chrześcijanie natomiast spotykali się wieczorem, po domach. Byli oskarżani przez Rzymian o to, że kultywują jakiś "mroczny zabobon", że po nocach zabijają dzieci i piją ich krew, nie mówiąc już o orgiach, z którymi Rzymianom kojarzyła się "agapa" - uczta miłości (chrześcijanie tak nazywali swoje zgromadzenia modlitewne). Informacje o tym znajdujemy w piśmie "Oktawiusz", napisanym przez nawróconego adwokata rzymskiego - Minucjusza Feliksa (II / III w.): "Wierzcie nam, ile szkody przynosi przez was praktykowane wydawanie sądów w sprawach nieznanych i niezbadanych. Te bałamutne opowieści nigdy nie były przedmiotem dochodzenia i nigdy nie zostały udowodnione". To dowód na to, że chrześcijanie nie ukrywali swej wiary, wręcz zapraszali pogan, aby sprawdzili, czy prawdziwe są plotki, jakie na ich temat niewielu chyba przekonali. Neron obarczył ich winą za pożar Rzymu w 64 roku i okrutnie prześladował. Faktycznie, prześladowanie Nerona było okrutne. Tacyt podaje, że chrześcijanie "okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, albo przeznaczeni na pastwę płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się służąc za nocne pochodnie". Rzymianie myśleli tak: skoro nadszedł pożar, to znaczy, że nie przebłagaliśmy jakiegoś boga. Dlaczego? Bo nie wszyscy brali udział w publicznym kulcie. Nie wszyscy, bo nie było chrześcijan. Więc to oni są Właśnie. Kult był obowiązkiem patriotycznym, nie tylko religijnym. Lekceważysz go? To znaczy, że źle życzysz Rzymowi. Niepojawienie się na publicznej "liturgii" rzymskiej to prawie "zamach stanu" - zwłaszcza gdy w bliskim przedziale czasu wybucha jakaś wojna lub pożar. A za zamach stanu karze się wszyscy chrześcijanie wytrzymywali takie prześladowania?Nie wszyscy. Stąd pojawiła się kategoria: "lapsi" (upadłych) - chrześcijan, którzy podczas prześladowań wyparli się wiary. Niektórzy z nich "tylko" wyrzekli się Jezusa, ale byli też tacy, którzy donosili na innych. Po prześladowaniach pojawił się więc problem, co z nimi zrobić. Czy chrzcić na nowo, czy też zadać jakąś pokutę?Edykt mediolański cesarza Konstantyna (IV w.) to koniec prześladowań?Można tak powiedzieć. Ale chrześcijanie byli już wtedy potężną siłą, z którą nie poradziły sobie żadne prześladowania, a wręcz przeciwnie: im bardziej prześladowano chrześcijan, tym bardziej wzrastali w liczbę. "Krew męczenników - jak powiada Tertulian - stała się posiewem chrześcijan". Kiedy Konstantyn doszedł do władzy w Rzymie, chciał zjednoczyć podzielone cesarstwo. I jedyną siłą, która miała struktury: biskupów, prezbiterów i diakonów, która od lat komunikowała się między wszystkimi ośrodkami rozsianymi po całym imperium, było chrześcijaństwo. Dodatkowo była to jedyna misyjna religia starożytności. Nikt nie uważał, że jedynym zbawicielem jest Jowisz, Mars czy Minerwa. Kulty pogańskie, to kulty lokalne - mniej lub bardziej IV w. chrześcijaństwo przechodzi na etap władzy? Z gnębionych stają się gnębicielami?Tak bym nie powiedział. A Hypatia - pogańska filozofka, którą zamordował tłum chrześcijan? W filmie "Agora" nie przedstawiono ich zbyt korzystnie. Jako tłum ubranych w wory krwiożerczych bestii z widłami, którzy napadają na odkrywczynię systemu kopernikańskiego. Który potem spalił bibliotekę aleksandryjską, podarł dzieła Arystotelesa i Platona... To prawda, z polecenia cesarza Teodozjusza zburzono Serapejon, świątynię boga Serapisa. Ale czy w tym czasie znajdowała się tam biblioteka aleksandryjska, trudno powiedzieć. Dzieła chrześcijańskich teologów aleksandryjskich z tego okresu są pełne cytatów Platona i Arystotelesa. Celem tej zbrodni nie był więc bunt przeciwko pogańskiej nauce, lecz, jak sugerują historycy, polityka, z którą fanatyczni chrześcijanie powiązali osobę Hypatii. Na podstawie tego wydarzenia nie możemy jednak wnioskować, że mordowanie pogan od V w. stało się normą Kościoła w Aleksandrii. Zabójstwo od zawsze było grzechem. Zbrodnie wśród chrześcijan zdarzały się jednak odkąd istnieje Kościół sobie z tym radził?Tak jak radzi sobie dzisiaj. Bóg od początków istnienia Kościoła powoływał świętych, którzy nawoływali do powrotu do Ewangelii i nią żyli, a przez to dawali świadectwo innym. Dziś czyni to np. przez papieża Franciszka. Ale on wcale nie wydaje mi się oryginalny. Jan Paweł II na początku swojego pontyfikatu nawoływał, aby otworzyć drzwi Chrystusowi - jedynemu Zbawicielowi człowieka, a w 2000 r. podczas liturgii pokutnej przepraszał za grzechy Kościoła, między innymi za te popełnione przez inkwizycję. To pokazuje, że Kościół to instytucja, która nieustannie się reformuje i odradza. I z pewnością przetrwa do powtórnego przyjścia Chrystusa. o. Damian Mrugalski. Dominikanin, doktor teologii i nauk patrystycznych, specjalizujący się w epoce wczesnego chrześcijaństwa. Studiował w Krakowie i Rzymie. Obecnie jest wykładowcą w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym oo. Dominikanów w Krakowie.
. 410 469 148 35 449 565 145 440
uczta religijna pierwszych chrześcijan